Lider prowadzący zespół ludzi musi uważać by nie stać się kozłem ofiarnym. Szczególnie niebezpieczna jest sytuacja, gdy w zespole ludzkim mamy wielu nieformalnych liderów i silne osobowości. Z taką sytuacją mieliśmy doczynienia w męskiej reprezentacji Polski w piłce nożnej. Trener JB niestety wszedł w rolę kozła ofiarnego. Nie zdziwił mnie wiec fakt, że prezes PZPN zwolnił kilka dni temu JB z posady selekcjonera. Niestety trener wszedł tak mocno w rolę kozła ofiarnego, był tak zaszczuty, że tracił autorytet u zawodników i nie potrafił wygrzebać się z problemów, w które sam się wpakował.
Dlaczego uważam, że sam się w nie wpakował?
Gwoździem dla niego było wydanie książki, autobiografii, w której głównym przewodnim wątkiem jest to, że jest atakowany, hejtowany. Czyli sam trener wszem i wobec ogłasza, że jest ofiarą. No nie tego się spodziewamy po liderze/autorytecie. W procesie grupowym w fazie ataku na lidera ludzie nie chcą tak naprawdę zniszczyć lidera. Oni bardzo chcą aby on przetrwał ten atak i pomógł im poradzić sobie z ich wewnętrznym problemem z autorytetami. Lider musi więc mieć siłę by móc kontenerować negatywne emocje ludzi w zespole, podawać odpowiednie interwencje, wygaszać projekcje i utrzymywać zespół na właściwym rozwojowym kursie.
Lider, który w publikacji książkowej skarży się, że czuje ataki z zewnątrz (dziennikarzy, kibiców) na siebie pokazuje słabość. Ludzie w zespole czują, że ten lider nie przetrwa ataku z ich strony i oszczędzając mu go, jednocześnie rezygnując z rozwoju, dojrzewania, dostępu do swojej nadzwyczajnej mocy i w końcu dotarcia do optymalnej współpracy i współzależności. Zespół taki toczą wewnętrzne spory fazy różnicowania, w której każdy członek zespołu walczy o pozycję. W takim zespole mamy doczynienia z bezkrólewiem, w którym nieformalni liderzy mogą mieć większe znaczenie niż formalny lider, który czuje się atakowany ze wszystkich stron i z pozycji ofiary wszystkie jego działania są zdominowane przez chęć obronienia siebie. Formalny lider w takiej sytuacji traci z oczu szeroką perspektywę sytuacji i wpada w tunelowe widzenie. Ja w swojej pracy bazuję na procesach interpersonalnych i wewnętrznym procesie intrapsychicznym co daje mi zawsze szerszą perspektywę i lepszy ogląd sytuacji.
Ludzie nie pracujący procesowo widzą sprawy inaczej przez co podchodzą bardziej powierzchownie do problemu. Trenerowi JB nie pomógł nawet psycholog sportu, który był w kadrze i miał wspierać jego i zawodników. Ktoś kto nie bazuje na procesie, procesu nie widzi, to jednak wcale nie znaczy, że ten proces nie oddziałowuje na grupę i na lidera. Podstawowy zarzut wysnuwany przez ludzi wobec JB to nieumiejętność budowania relacji międzyludzkich, znajomość procesu grupowego bardzo ułatwia budowanie relacji interpersonalnych wewnątrz zespołu. Nie trzeba być specjalistą aby stwierdzić, że za kadencji JB relacje interpersonalne w kadrze kulały a sam trener cały czas bronił swojej pozycji nierzadko atakując w wywiadach czy na konferencjach swoich zawodników. No raczej tak team spirit dobrego się nie buduje. Zabrakło jednak w otoczeniu trenera kompetentnych ludzi, którzy by podpowiedzieli, co jest źle, co jest do zmiany, a może sam JB był zamknięty na takie sugestie, tego nie wiem. Proces wewnątrz zespołu jednak całkowicie leżał a sam trener w fazie różnicowania walczył z piłkarzami o swoją pozycję. Ta walka z miesiąca na miesiąc podważała jego autorytet i musiała doprowadzić to smutnego końca, czyli zwolnienia JB ze stanowiska i pozbawienia zawodników lidera.