W tych częściach piszę o kolektywnej grupie, w której osoby w zespole czy społeczności są rozwojowo przez proces grupowe pchane do góry. Warto to tutaj rozumieć, że chodzi o proces grupowy, w którym dobrowolnie uczestniczą indywidualności. W takiej kolektywnej grupie nie dochodzi do manipulacji czy zarządzania poprzez technologię w imię wspólnych celów, działalności i pracy. Warto o tym powiedzieć, bo już w wcześniejszych częściach pisałem o problemach i kłopotach jakie spowodowało przeniesienie relacji interpersonalnych do świata wirtualnego. Bytność w kolektywnej grupie jest wyrażona wolną wolą człowieka.
Proces grupowy opiera się na energii ducha, tak jak wieź pomiędzy kobietą i mężczyzną to duchowa unia. Przez to zamkniecie przenieśliśmy się jeszcze bardziej w wirtualny świata i trzeba być człowiekiem świadomym niebezpieczeństw, to my musimy używać technologii nie uzależniając się od niej. Technologia nie może przejąć naszego życia poprzez uzależnianie nas od niej. Wyrazem uzależnienia od technologii jest na przykład robienie sobie selfiaczków z głupimi dziubkami i zamieszczanie na social mediach lub ogólnie zamieszczanie i raportowanie na social mediach, co się robi. To wygląda już tak jakby człowiek był zmuszony do raportowania swojemu menedżerowi w tym wypadku może to być fb, czy insta, co tej chwili robi. Życie według dziennego planu dnia dyktowanego przez technologię. Z zewnątrz może to wyglądać jak chęć pochwalenia się, jednak osoby mogą już być uzależnione i czuć kompulsywne potrzeby robienia tego typu rzeczy. W kolektywnej procesowej grupie, o której piszę chodzi o rozwój, który opiera się na indywidualności i duchu człowieka. Człowiek, który używa technologii jest w pełni świadomy korzyści i niebezpieczeństw, które niesie technologia. Zarządza technologią przy wysokiej własnej świadomości.
Kryzys bliskości i intymności związany jest również z uzależnieniem od technologii i czerpaniem przyjemności z przebywaniem z nią. Technologia odcina człowieka od jego ducha więc kasuje jego potrzeby więzi grupowej, więzi z płcią przeciwną. Zobaczmy jak w czasie tego kryzysu izolacja społeczna stała się modna, hasło „zostań w domu” było jednym z ulubionych, nie widziałem w Internecie by ktoś pisał o niszczeniu więzi, pogłębianiu kryzysu bliskości i intymności. A już przed tym kryzysem koronawirusa mieliśmy doczynienia ze zjawiskiem exodusu mężczyzn z relacji damsko – meskich. Ten exodus był odpowiedzią na walkę jaką toczy z mężczyznami nowoczesny feminizm, który z jednej strony głosi samowystarczalność kobiety, z drugiej chęć wyeliminowania mężczyzn. Rozumiem, że słysząc takie hasła można wycofać się z relacji i zniechęcić, ale uważam, że wycofanie się jest jeszcze pogłębianiem kryzysu intymności i bliskości i w żaden sposób nie przyczynia się do uzdrowienia sytuacji. Ten ruch wycofywania się z relacji uskuteczniają najczęściej mężczyźni, którzy zaczęli zauważać, że nowy feminizm zamiast walczyć o prawa kobiet, walczy w imię zniszczenia mężczyzn. To dlatego tak wielu mężczyzn daje sobie spokój z kobietami i nie dąży do jakichkolwiek związków z nimi.
Co ciekawe zauważyłem, że kobiety zaczynają mówić, że dzisiejszy mężczyzna XXI wieku zaczyna mówić, że boli go głowa i nie ma ochoty na zbliżenie. Takim kobietom nie przyjdzie do głowy, że mężczyzna nie ma ochoty na zbliżenie, gdyż kobieta ma niezrównoważone energie, jest w fazie walki w energii męskiej podkreślając swoje wybory samotnej drogi, niepotrzebowania mężczyzny, jego brak kompetencji i brak przydatności. Ja nie jestem mężczyzną wycofującym się z relacji, ale przyznam, że słysząc takie teksty mam ochotę rzucić wszystko w cholerę, wyjechać w Bieszczady i dać sobie spokój. Mam takie odczucia mimo tego, że mam wgląd w problem kryzysu bliskości i intymności, zaburzenia energetycznego w kobietach i mężczyznach. A jak musi się czuć mężczyzna nie mający takiego wglądu, słysząc takie teksty?
Exodus mężczyzn z relacji to ruch odwetowy i mechanizm obronny na atak nowoczesnych feministek. Ci mężczyźni widzą problem, nie widzą jednak co jest jego źródłem, nie mają w sobie zrównoważonej energii męskiej i żeńskiej i nie potrafią dostrzec, że tu jest źródło problemu. Nie rozumieją, że to obecna kultura powoduje w kobietach nierównowagę energetyczną, że kobiety nie są takie z natury. Mężczyźni jednak czują się coraz bardziej obciążeni mizandrią (pogarda i nienawiść do mężczyzny, tylko dlatego, że jest mężczyzną) i okopują się na stanowiskach obronnych zbrojąc się do walki. Na strajku kobiet w Polsce mogliśmy zaobserwować ciekawe społecznie zjawisko. Protesty w słusznej sprawie pod wpływem nierównowagi energii i kierowania się męską energią oraz uwarunkowaniem do mizandrii zamieniły się w walkę z mężczyznami i wszystkim, co mężczyznę przypomina. Takie walki z mężczyznami tylko pogarszają sytuację sprawiając, że jedni mężczyźni w obronie własnej radykalizują się szukając oparcia w radykalizmach religijnych lub politycznych albo wybierają ideologię „Mężczyzn Idących Własną Drogą”. Niestety zarówno mężczyźni będący w radykalizmach religijnych, politycznych lub ci idący własną drogą nie rozpoznają przyczyn kryzysu bliskości i intymności i nie proponują żadnych rozwiązań.
Mężczyźni radykalizujący się często postrzegają kobiety jako złe z natury i szukają uproszczeń nie chcąc wniknąć w głąb problemów. To dlatego zradykalizowani mężczyźni postrzegają ruchy kobiet jako zagrożenie dla kultury i ludzkości. Podobnie jak nowoczesne feministki oni również zaostrzają wojnę pomiędzy płciami, szerząc błędne przekonanie, że problemy wynikają z „żeńskiej natury” kobiet. Czytając ten mój cykl artykułów zapewne już wiesz, że jest to absolutny brak wglądu w problem, a problemem jest narcystyczny program odcinający obie płcie od serca i powodujący dysbalans energetyczny. Natura kobiety nie pragnie zniszczenia mężczyzny, tak jak natura męska nie pragnie zniszczenia kobiety.
Analizy zradykalizowanych mężczyzn są błędne, gdyż oni również są odcięci od serca i nie mogą sięgnąć głębi podobnie jak kobiety. To dramat mężczyzny i kobiety. Przecież nie można twierdzić, że każdy urodził się narcyzem odciętym od serca, jasne jest, że to kultura narcystyczna odcięła wielu ludzi od serca, powodując energetyczny dysbalans wewnątrz. Narcyzm został nabyty i przez to ludzie są niezdolni do odczuwania emocji czy empatii. Warunkowanie społeczne, traumy są źródłem problemu a nie natura żeńska czy męska. Powiem to jeszcze raz by radykaliści zrozumieli – to kultura narcystyczna tłumi naturę żeńską w kobietach warunkując ją do utrzymywania fałszywego obrazu siebie w psychice, odcięcia od natury cielesnej i przejawiania energii męskiej poprzez ego. Zrozummy to i przestańmy obwiniać płeć przeciwną za problemy, które mamy tu i teraz. W tych czasach kryzysu potrzebujemy jedności, a nie zaostrzania wojny płci i pogłębiania podziałów.
Kolektywna grupa to jedność świadomych indywidualności, które wnoszą do społeczności chęć rozwoju i rozwiązywania swoich problemów. W kolektywnej grupie chodzi o uzdrowienie ran, które płcie zadały sobie przez tyle wieków, dotarcie do korzenia problemu i wypracowania wspólnego rozwiązania. Problemem ruchów na rzecz kobiet i mężczyzn jest to że rozpoznają symptomy jednak dokonują złej analizy przyczyn przez co nie podają żadnych rozwiązań i trafiają w ślepą uliczkę, z której nie ma wyjścia. Propozycje, które podają, mianowicie wycofanie ze społeczeństwa, całkowite zerwanie kontaktów z płcią przeciwną właśnie teraz w czasie sprawy z koronawirusem się zrealizowało w postaci izolacji społecznej. Marzenia tych ruchów się spełniły mamy izolację społeczną. I teraz warto zadać sobie pytania: Do czego to ma doprowadzić? Jakie długotrwałe efekty to przyniesie? Czy izolacja społeczna rozwiązała problemy? Czy dzięki izolacji społecznej podziały pomiędzy kobietami i mężczyznami wygasiły się i uzdrowiły?