Jeżeli lubisz oglądać koszykówkę zwłaszcza spod znaku NBA to zapewne zauważyłeś/aś, że sytuacja związana z koronawirusem mocno wpłynęła również na drużyny z tej najlepszej ligi świata. I chociaż NBA jest korporacją przodująca w świecie jeżeli chodzi o nowinki i naprawdę niesamowicie się zaadaptowała do transmisji online to proces grupowy robił swoje. Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem jak zorganizowane zostały playoffy w bańce, gdzie na telebimie zawodnicy mogli widzieć kibiców oglądających mecz online.
Myślę, że NBA w kwestii technologii, co tylko możliwe żeby zawodnicy czuli obecność kibiców. Zresztą cała oprawa meczów jest wspaniała. NBA to organizacja, korporacja, która dba by wewnątrz panowała wspaniała atmosfera, niemal rodzinna. Tak jest zresztą również w każdej drużynie z NBA, w której każda osoba pracująca jest ważna od osoby sprzątającej do gwiazdy pierwszej wielkości. NBA to wspaniała organizacja, która tworzy wspaniałą kulturę wpracy w każdej drużynie.
Pojawił się jednak koronawirus sprowadzając mnóstwo lęku i cofając zespoły do wtórnej zależności. No i różnie drużyny radziły sobie z tą sytuacją. Najgorzej w mojej opinii poradzili sobie LA Clippers i trener Doc Rivers. Clippersi byli obok Lakers faworytami do wygrani mistrzostwa. Dwie gwiazdy sprowadzone, wspaniała ławka rezerwowych, drużyna z ogromnym potencjałem. Niestety gwiazdy Clippersów pełniące rolę nieformalnych liderów w zespole nie poradzili sobie w sytuacji kryzysu związanego z koronawirusem. Szczególnie Paul George został złamany przez sytuację kryzysową. PG źle się czuł zamknięty w bańce, miał narzekać na napady lęku i stany depresyjne. Oczywiście musiało się to odbić na formie na boisku i w konsekwencji przyniosło przegraną z Denver. Kawhi Leonard też nie był sobą i zabrakło jego przewodzenia na boisku.
Co tam się wydarzyło? I czy można było coś zmienić?
Tak jak już wspomniałem NBA to wspaniała organizacja, która wyprzedza innych w nowinkach, technologiach, wizjach itede iptepe. Organizując mecze w bańce przygotowała zawodnikom środowisko wręcz sterylne, gdzie byli na wiele tygodni odłączeni od normalnego życia i reszty społeczeństwa. Względy bezpieczeństwa na najwyższym poziomie. To, czego jednak nawet ta wspaniała organizacja nie uwzględniła to wpływ takiej sytuacji na psychikę ludzi w zespołach. Wczujmy się w to jak musi się czuć człowiek zamknięty w bańce, w ośrodku Disneya, gdzie co chwilę ludzie w białych kitlach, z maskami na twarzach badają mu temperaturę i robią testy. Niektórzy mogli się poczuć jak myszki w laboratorium, którym naukowcy w białych kitlach z maskami na twarzach robią testy. Nic więc dziwnego, że niektórzy zawodnicy nie wytrzymali tej sytuacji i się złamali. Ta sytuacja nie wyglądała normalnie, więc zawodnicy mogli czuć się nienormalnie.
No dobrze ale co w takiej sytuacji można było zrobić?
Zespół prowadzi trener i to on powinien widzieć i zdawać sobie sprawę w jak nienormalnych warunkach rozgrywane są mecze. Tutaj niczego nie zmienia fakt, że to wszystko odbywało się luksusowych obiektach Disneya w Orlando, zamknięcie to zamknięcie. Więzienie może mieć kraty ze złota, a jeżeli będzie ograniczało wolność człowieka będzie wciąż więzieniem. Trener powinien zauważyć, że zawodnicy mają napady lęku i wykazują niechęć do gry. To trener powinien wygaszać ich projekcje i kontenerować lęk. Podawać tak wiele informacji do zawodników, by oni czuli się jak na ekskluzywnym obozie a jak w zamkniętym obiekcie w czasie szalejącej na zewnątrz zabójczej pandemii. O jednym ludzie zapominają i nie w ogóle nie mówią. Jak widzimy ludzi chodzących w maskach to nasza psychika automatycznie odbiera sygnał o niebezpieczeństwie, odczuwamy wysoki poziom stresu i lęku i przechodzimy w tryb walki lub ucieczki. Tym wszystkim trzeba się zająć i uspokajać umysł. Czy trener LA Clippers wygaszał lęk? Czy podawał informacje wygaszające projekcje? Nie wiem, ale obawiam się, że wątpię. Obserwując to, co się zadziało wyglądało na to, że zespół został rozmontowany przez zewnętrzną sytuację. Nie było więzi grupowej, współpracy, zaangażowania, motywacji, walki. Wydaje się więc, że lęk związany z kryzysem całkowicie rozmontował drużynę, a trener nie poradził sobie z tą nadzwyczajną sytuacją. W konsekwencji stracił pracę, gdyż LA Clippers byli największym rozczarowaniem sezonu. Trener sądził, że nieformalni liderzy pociągną drużynę, gdy jednak liderzy zostali złamani przez kryzys nie udzielił im potrzebnego wsparcia i pomocy. Nic więc dziwnego, że nie będzie prowadził dalej tego zespołu.
Prowadzący drużynę jest z zespołem na dobre i na złe. Nie może liczyć, że nieformalni liderzy przeprowadzą zespół przez kryzys. Widzimy tutaj jak ważna jest znajomość procesu grupowego. A jego brak może zatopić drużynę wartą ponad sto milionów dolarów.