W ostatnich artykułach pisałem o współpracy w zespołach i o tym, że ta współpraca jest zawsze problemem w organizacjach polskich. Może warto więc zastanowić się, co doprowadza do sytuacji, w której dorosły Polak ma problemy z współpracą? W poprzednich artykułach udzieliłem już częściowej odpowiedzi na tak sformułowane pytanie: nasza nieświadomość grupowa wiąże się z wiecowaniem, na których każde indywidualne Ja było zaopiekowane, a przywódca charakteryzował się ponadprzeciętnym zrozumieniem procesów i posiadał przeogromną wiedzę na temat psychiki człowieka.
Na poziomie nieświadomości zbiorowej odczuwamy więc głębokie pragnienie, by prowadzący nas przywódca był najmądrzejszy z całej zbiorowości. Uwielbiamy więc silnych, empatycznych przywódców, a nie lubimy słabych i głupich przywódców. To właśnie dlatego często mamy problem z dyrektywnością liderów, gdy nie uważamy ich za godnych piastowanej funkcji. Jako, że chcemy by przywódca był mądry, oczekujemy, że będziemy mogli do niego pójść, zadać mu różne pytania i otrzymamy odpowiedzi, które wyjaśnią nam pewne kwestie. I tutaj zaczyna się problem, gdyż wielu organizacjach nie daje się pozwolenia na zadawanie często „głupich” pytań, mając nieświadome indywidualne przekonanie: „powinien/powinna to wiedzieć”.
I tutaj dochodzimy do drugiej przyczyny naszych problemów ze współpracą. Niestety szkoła oducza nas zadawania pytań, a przyucza do odtwarzania poznanego materiału. Wszyscy znamy takie powiedzenie: „kto pyta nie błądzi” jednak boimy się, że jak o coś zapytamy to się wygłupimy, albo zostaniemy wyśmiani. Dzieje się dlatego, że od szkoły jesteśmy uczeni, że musimy wiedzieć, a jak nie wiemy to jesteśmy głupi (głupsi od innych). W szkole promowana jest indywidualna nauka, a nie praca w grupach. Gdy Jasiu nie wie to musi dostać pałę i przyjąć ją z pokorą, karane jest gdy zapyta siedzącą obok Małgosię: „jaka jest odpowiedź?”. Niby promujemy indywidualny rozwój, a jednocześnie zabijamy współpracę, wzajemne pomaganie sobie. Dorosły w życiu zawodowym boi się zadać pytanie z obawy o karę czy grupowy ostracyzm.
Na Zachodzie jest inaczej ludzie nie boją się pytać i przychodzą do lidera nawet z najgłupszymi pytaniami. Nie wie więc pyta i nie zastanawia się czy pytanie jest głupie, infantylne, dziecinne. Na Zachodzie nie mają takich dylematów. Dzieje się dlatego, że na zachodzie ani dzieciom ani dorosłym nie daje się poczucia, że jest osłem, debilem, gdy zadaje pytania, na które wydaje się wszyscy znają odpowiedź. Tutaj mamy słowo klucz – „wydaje się”, w Polsce za bardzo funkcjonujemy w sferze wyobrażeniowej a za mało sprawdzamy, co jest rzeczywiste, a co nie. Pytania właśnie pomagają nam się osadzić w rzeczywistości. Skoro nie umiem, nie potrafię to muszę zapytać, nie ma innej drogi. Szukanie rozwiązania w instrukcji lub oglądanie filmików edukacyjnych jest również rodzajem zadania pytania. Pytam kogoś kto wie więcej ode mnie i to wcale nie oznacza, że jestem debilem, po prostu wiem mniej niż kto inny. Tyle, tylko tyle. Polacy uwielbiają się domyślać. Jesteśmy już od szkoły uczeni domyślania się. Pytanie: „Co autor miał na myśli” jest już kultowe. Skąd do jasnej ciasnej mogę wiedzieć, co autor miał na myśli, chyba trzeba by połączyć się z jego duchem, jeżeli nie żyje i go zapytać. Zamiast „co autor miał na myśli” powinno się dopuszczać własną interpretację i porównywać z interpretacjami innych. Jako Polacy uwielbiamy się domyślać różnych rzeczy, do szkoły trenujemy się w domyślaniu.
Jesteśmy również jako Polacy trenowani do by indywidualne Ja zawsze wiedziało jaka jest prawidłowa odpowiedź. Bym Ja wiedział najlepiej, bym miał całą wiedzę i był chodząca encyklopedią. Bardzo jest źle gdy nie wiem. Taki trening wdrukowuje metaprogram na Ja. Często się zdarza, gdy dziecko przyjdzie do domu i na przykład otrzyma ocenę 4 to rodzice od razu bez zastanowienia wypalają a dlaczego nie 5. A co to tak naprawdę oznacza? 4 i 5 to liczby, wskaźniki, które mają pomagać w procesie uczenia. Lepszym pytaniem byłoby co oznacza, że dostałeś 4 a co by oznaczało, że dostałeś 5. Tutaj odpowiedź wiele by nam dała bo 4 oznacza, ze nie opanowało się jakiegoś materiału lub jakiejś umiejętności, a 5 oznaczało by już opanowanie. 4 jest więc bardzo dobrym wskaźnikiem na drodze rozwoju i edukacji. Kiedy 4 staje się określeniem indywidualnego Ja człowiek niczym przedmiot staje się nagrywarką i odtwarzaczem wiedzy. Nagrywarka i odtwarzacz nie potrafi współpracować.
Na zachodzie ludzie dzięki temu, że od najmłodszych lat zadają pytania, uczą się nawzajem w dorosłym życiu potrafią razem siąść w grupie odpalić Power Pointa i pracować razem nad jakimś problemem. Na Zachodzie od najmłodszych lat jest pozwolenie na zadawanie pytań, w szkole uczy się argumentowania, dlatego ludzie tam mogą w dorosłym życiu współpracować i rozwiązywać konflikty opierając się na argumentach. My mamy z tym problem, bo nie jesteśmy tego uczeni od małego. Ja nie wiedzieć dlaczego od małego lubiłem pytać o różne rzeczy i pamiętam w szkole podstawowej nie było zbyt dobrze przyjmowane, dlatego na początku edukacji miałem problemy z socjalizacją. Z tymi pytaniami to tak mi zostało i jak w dorosłym życiu jeździłem na różnego rodzaju szkolenia i kursy, to zawsze miałem przygotowany nowiutki notatnik i długopis z pełnym wkładem, by robić jak najwięcej notatek. Oczywiście zadawałem tyle pytań ile tylko się dało i skrzętnie notowałem odpowiedzi. Czasami to frustrowało prowadzącego a przecież to jest najlepszy komplement jaki może dostać. Ja jak prowadzę szkolenie to wcale mnie nie cieszy brak pytań i brak notowania. Pytania i notowanie to dla mnie największe komplementy. Dziś rozumiem skąd to się bierze ten strach przed pytaniem, jednocześnie zawsze jakiś taki zgrzyt odczuwam jak ktoś zada pytanie, a drugi od razu wyśmieje „patrz nie wie, jak on może tego nie wiedzieć, nie umieć, nie rozumieć” itepe, itede. W Polsce takie podśmiewanie jest na porządku dziennym w kręgach rodzinnych i znajomych.
Nauczanie dzieci współpracy jest w sumie bardzo proste – ja sam prowadząc warsztaty często to robię – zadaje się temat (bez tezy) daje się małej grupie duży arkusz papieru, kredki czy flamastry i pozwala grupie na ekspresję. Młodzi ludzie uczą się współpracować, wspólnie opracować odpowiedzieć na temat. Oczywiście jeżeli członkowie grupy mają już wbudowane nakazy, zakazy czyli tak zwane dogmaty to mogą się pojawić problemy i konflikty. To jest też dobre bo od razu widzimy jakie rejony są do naprawy, gdzie są problemy ze współpracą i relacjami interpersonalnymi. No ale tutaj również nawet pracujący z grupami dzieci musi mieć wiedzę na temat procesu grupowego, by dobrze odczytać problemy w grupie i dać odpowiednie wskazania rozwojowe do dalszej pracy nauczycielom. Niestety lub stety w polskiej szkole musimy również głęboko wejść w psychologię jeżeli chcemy by nastąpiła korekta i rozwój nakierowany na współpracę i porozumienie bez agresji i przemocy. U dzieci brak umiejętności współpracy prowadzi od razu do agresji i przemocy. Tu nie jest tak jak u dorosłych, którzy projektują czarne wizje, tu od razu dochodzi do eskalacji konfliktów w grupie. W grupach starszych często wyznaczany jest kozioł ofiarny, który jest prześladowany zarówno w kontakcie bezpośrednim jak i w świecie wirtualnym. Dzieci również potrafią rozmawiać o potrzebach, motywach swoich działań jeżeli odpowiednio zamodelujemy taką rozmowę. Taka rozmowa może wprawić w osłupienie dorosłych, którzy nie są przyzwyczajeniu do takiego stylu prowadzenia rozmowy.
Oczywiście wprowadzenie takiego modelu rozwiązywania konfliktów i porozumienia nastawionego na współpracę zależy od tego czy nauczyciele i dyrekcja pokonają swoje bariery psychologiczne i zechcą wprowadzić taki model do swojej organizacji. Za chęcią muszą iść pieniądze, bo trzeba zainwestować w przeszkolenie kadry, rodziców, dzieci oraz przygotować jedną osobę by pilnowała i sprawdzała czy rozwiązywanie konfliktów jest prowadzone zgodnie z modelem (do tej roli naturalnie predysponowany jest pedagog lub psycholog). Po wprowadzeniu dużo będzie również zależało od pozytywnego wzmacniania, czyli doceniania nauczycieli, rodziców i dzieci za współpracę.